blisko świecia wpada do wisły

W minioną sobotę doszło do awarii oczyszczalni ścieków Czajka. Taka sama sytuacja miała miejsce równo rok temu. Efektem usterki układu przesyłowego, który doprowadzał ścieki do oczyszczalni, jest awaryjny zrzut ścieków do Wisły. Wody Polskie informują, że obecnie w Warszawie do największej polskiej rzeki zrzucanych jest 15 tysięcy litrów ścieków na sekundę. Główna fala 30 K views, 931 likes, 240 loves, 34 comments, 143 shares, Facebook Watch Videos from Hello Mierzeja: Majówka 2022 Zobaczcie jak Wisła wpada do morza, widać Mikoszewo, Wyspę Sobieszewską, prom w Wisła to najdłuższa rzeka w Polsce. Jeśli zastanawiasz się, ile kilometrów ma Wisła, odpowiadamy: ma długość 1047 km. Jej bieg dzieli się na cztery odcinki: Małą Wisłę (Śląską) – od źródeł do ujścia Przemszy, Górna Wisłę (Małopolską) – od ujścia Przemszy do ujścia Sanu, Wisłę Środkową – od ujścia Sanu do Pod koniec września 2021 r. w Szramowie do Drwęcy, która jest dopływem Wisły, wpuszczono 15 tys. czteromiesięcznych hodowlanych jesiotrów ostronosych. Zespół Parków Krajobrazowych nad Dolną Wisłą chciałby, by młode ryby dorastały nie tylko w sztucznych, hodowlanych warunkach, ale na miejscu w Wiśle. wpada do Morza Azowskiego ★★★★★ NER: wpada do Warty blisko Koła ★★★★ BILA: nie zawsze wpada do łuzy ★★★ BRDA: wpada do Wisły w Bydgoszczy ★★★ LENA: azjatycka rzeka, wpada do Morza Łaptiewów ★★★ REGA: płynie przez Gryfice, wpada do morza ★★★ SZAŁ: nerwus łatwo weń wpada ★★★ ŁABA: wpada do nonton drama china forever love sub indo. Rozwiązaniem tej krzyżówki jest 3 długie litery i zaczyna się od litery W Poniżej znajdziesz poprawną odpowiedź na krzyżówkę uchodzi do wisły w świeciu, jeśli potrzebujesz dodatkowej pomocy w zakończeniu krzyżówki, kontynuuj nawigację i wypróbuj naszą funkcję wyszukiwania. Wtorek, 9 Lipca 2019 WDA Wyszukaj krzyżówkę znasz odpowiedź? inne krzyżówka W delcie wisły Uchodzi do zatoki puckiej Uchodzi do morza arabskiego Odnoga wisły w malborku Nie uchodzi na sucho Uchodzi Rzeka w obwodzie kaliningradzkim uchodzi do zalewu wiślanego Lewy dopływ wisły Uchodzi do sanu Rzeka w nigerii, uchodzi do zatoki gwinejskiej Rzeka na ukrainie, uchodzi do morza azowskiego Jean - były piłkarz wisły kraków Uchodzi do jeziora bałchasz Prawy dopływ wisły, browina Uchodzi do m. kaspijskiego km Uchodzi do jez. ładoga Rzeka w hiszpanii, uchodzi do zatoki biskajskiej Prawy dopływ wisły Rzeka w bułgarii, uchodzi do Uchodzi do jeziora turawskiego trendująca krzyżówki Proces zachodzący w przyrodzie, polegający na stopniowym przekształcaniu się gatunków Sznurowane buty z krótką cholewką P2 przyczyny działań Pseudonim używany w internecie Zaostrzony czubek Bardzo mała ilość odrobina Patrzą z góry na inne góry Obywatelka państwa, w którym leży addis abeba Mityczny syn zeusa, ojciec niobe Model stajenki betlejemskiej ze żłóbkiem i figurkami K17 kara boska i tyle Zazdrosny mąż desdemony z dramatu szekspira 14a będą, gdy kwasy podziałają na alkohole E3 przynosi słowa na język gaduły A1 dziesiątka w tarczy i inne środki 07 – 15 lipca Wda to lewy dopływ Wisły o długości 210 km. Źródło jej to jezioro Wieckie koło Lipusza, natomiast ujście znajduje się w Świeciu. Na większości swej długości przepływa przez niezwykle malownicze parki krajobrazowe: Wdzydzki oraz Tucholski. Szlak przez wiele kilometrów jest dziki, prowadzi głównie przez lasy sosnowe lub słabo zaludnione tereny wiejskie. Jedyny duży ślad cywilizacji na trasie to droga łącząca Chojnice ze Starogardem Gdańskim, pod którą Wda płynie w miejscowości Czarna Woda (kiedyś fabryka płyt pilśniowych). Ale oprócz tego kilkukilometrowego kawałka Wda to dla wodniaka natura, natura, i jeszcze raz natura…Przy organizacji spływu korzystaliśmy z przewodnika Zbigniewa Galińskiego (z serii Dla Aktywnych Pascala – mapy 1:50000) oraz firmy Activitas z Bydgoszczy, której właścicielem jest nie kto inny tylko właśnie pan Galiński… Więcej pod adresem Pobierz waypointy na GPSa w formacie Ozi *.wpt (dzięki uprzejmości SpłyWWW) Dzień 1 Lipusz – J. Wdzydze Rannym pociągiem z Gdyni dostajemy się do Lipusza. Przesiadka oczywiście w Kościerzynie. Marysia, Marysia, Magda, Marcin, Marcin, Janusz, Adam i ja. Godzina 10:00. Stanica, a właściwie małe pole namiotowe. Druga grupa kajakarzy czeka pod wiatą. Ale oprócz nich nikogo nie ma. Dzwonię do ACTIVITAS, mają lekki poślizg. W międzyczasie rozglądamy się po okolicy. Lipusz to co prawda gmina, ale wioska jak setki innych. Cisza i spokój. Deszcz pada coraz intensywniej, robi się zimno. Spoglądam na rzekę. Szerokość nie więcej niż 3 metry, płytka (40-50 cm). A wody w korycie i tak jest sporo, gdyż przez ostatnie tygodnie sporo padało… Wreszcie pojawiają się kajaki. Jesteśmy przepakowani, więc tylko wrzucamy graty do środka (pakowane w podwójne worki). Ale i tak mamy poślizg. Poganiam więc wszystkich, ale nasza grupa jest, jak wynikło potem z praktyki, zupełnie niereformowalna 🙂 W końcu koło 12-13 zaczynamy spływ. Pierwsze kilometry to powolne przypominanie sobie zasad sterowania obciążonym kajakiem. Od roku nie pływaliśmy, więc raz za razem ryjemy po zewnętrznej stronie zakrętów. Na początku jest wesoło, ale w końcu udaje nam się (mi z Adamem) opanować potwora. Pierwsze kilometry to także przedzieranie się przez dość dziki odcinek. Wszechobecne gałęzie, robactwo, do tego miejscami płycizny, tak, że trzeba przepychać kajak. Płynę w sandałach, całkiem nieźle sprawują się w wychodzeniu w to bagno. Pierwsze bystrza pod mostami (wszystkie mosty i bystrza opisane w przewodniku Pascala) to niezła zabawa. Czas mija szybko, a Wda rozlewa się zdecydowanie szerzej. Fantastycznie meandruje, raz po raz o 150-180 stopni, nadkładając drogi o 300-400%. Późnym popołudniem wpływamy na morze kaszubskie – czyli Wdzydze. Na idealnym półwyspie vis-a-vis Kozielni rozbijamy nasze cztery namioty. Nareszcie życie pod namiotem po tylu dniach w mieście! Czym prędzej rozpalamy ognisko, a obok przyrządzamy posiłek. Wadą wyjazdów 8-osobowych jest brak możliwości przygotowania tego samego żarcia dla całej grupy. A tym bardziej pierwszego dnia, kiedy każdy z nas ma zapasy przywiezione jeszcze z domu. Więc mało kto ma szanse docenić spaghetti zrobione przeze mnie i Adama. Makaron z trzech zupek chińskich zagotowany w jednej menażce, a druga natychmiast po tym wędruje nad palnik pełna rozmokłego sera, odsmażonej na talerzu konserwy oraz całej masy marynaty pikantnej firmy Kamis (pikantny zabijacz smaku). O dziwo! To cudo smakuje wyśmienicie po całym dniu na kajaku. Tylko fundusze uszczupla, przy 100 zl na cały wyjazd razem z przejazdami… Dzień 2 J. Wdzydze – Miedzno „Zrywamy” się mniej-więcej o 10:30. To stanie się już normą w naszym porannym zbieraniu się. Grupa 8-osobowa w końcu to nie czwórka treklerów :). Dopiero około 12, po pełnym śniadaniu, pakowaniu, wykładaniu, wkładaniu udaje nam się zwodować kajaki. A dzień mamy intensywny. Około 15-20 km, ale aż 23 przenoski. No i chcemy odwiedzić kolegę (tak, Bule, wiem że nie mam kolegów) w Lipie koło Wdzydz Tucholskich. Odwiedziny u niego wiążą się dla nas z porządnym jedzeniem w obozie ZHP, więc chyba warto 🙂 Pobyt w Lipie kończymy około 15. A przed nami jeszcze 3/4 dziennego przebiegu! I tu miła niespodzianka. Mimo wysokich momentami 20-30 cm fal na jeziorze, kajaki prują przez wodę aż miło patrzeć. Wieje mocno, ale na szczęście od rufy, dość mocno od prawej. Im bliżej brzegu, tym większa cisza, więc chętnie korzystamy z naturalnej osłony Ostrowa Wielkiego. Prosto przed dziobem kajaka migają znajome dla mnie zabudowania Borska, ale my odbijamy w lewo. Odpływ Wdy jest słabo widoczny, a przy niskim stanie wody skutecznie blokowany przez podwodne głazy. No i mamy pierwszą przenoskę. Jesteśmy zbyt leniwi, aby wypakowywać kajaki. Tak więc gdy połowa z nas żre w pobliskiej pizzeri (trzeba przejść przez barierkę albo skakać przez wysoki płot), druga połowa organizuje metalowe pręty i grube gałęzie. Te wepchięte w uchwyty oraz mocowania dziobowe pozwalają skutecznie (bez dużego wysiłku) przenieść wszystkie kajaki. Jeszcze zakupy w sklepie no i jesteśmy znów na rzece. Godzina 17. Posuwamy się szybko spokojną rzeką, omijając odpływ Wdy i płynąc Kanałem Wdy. Jakieś 2 km za Bąkiem dobijamy do brzegu. I najlepsze przed nami. Gdzieś blisko płynie sobie Wda właściwa. „Tylko gdzie do cholery???”. Przecież wokół tylko las! No tak. Eko-Kapio jak zwykle „niezawodne”. 250m przenoski. 4 obładowane kajaki. Przynajmniej pole namiotowe jest zadbane. Spotykamy innych spływających (canoe). Jest wesoło. Tym bardziej, że dostaję od Juliana telefon, że zostały jakieś koszulki do wysłania, że on jest wściekły, po jutro jedzie do Dojczlandu, itd. A my w dziczy, przy ognisku, dużej ilości jedzenia zakrapianej piwem. Żyć nie umierać! Dzień 3 Miedzno – Czarna Woda Po siedzeniu do późnej nocy wstajemy dopiero około 11. Kajakarze obok nas już spakowani, żegnamy się, po czym z bólem przystępujemy do pakowania sprzętu. Ehh… Ledwo 2 km, a już krótka przenoska. Kolejne 500 m… i kolejna przenoska! Robi się to irytujące. No dodatek po dopłynięciu do Wojtala (ponowne wspomnienia z Treku Słupia), Magda mówi, że czuje się fatalnie. Razem z Januszem zwalniają jeden kajak i jadą dalej lądem. Umawiamy się w Czarnej Wodzie, 10 km z biegiem rzeki. Ja zostaję w naszym kajaku, Adam przesiada się do drugiego. Sterowanie samemu kajakiem to cudowna sprawa. Lżejszy o te kilkadziesiąt kilogramów, niesamowicie zwrotny. A nurt też wartki, więc spłynąwszy z prędkością 10 km/h spod młyna, zawracam, płynę pod prąd… po czym jeszcze raz w dół. Zabawa przednia. Obok mnie Adam też się wygłupia, chyba też czerpie przyjemność z samotnego wiosłowania. A rzeka sprzyja wygłupom. Płynie wąsko, a więc i szybko. Gdzieniegdzie mielizny i kamienie, a także regulujące koryto samowole budowlane. W lekkich kajakach nie ma problemu, ale nasze dwójki ryją kilka razy w dno. Błyskawicznie pokonujemy połacie leśne, więc już po 2 godzinach lądujemy w największej miejscowości na szlaku – czyli Czarnej Wodzie. Znana przede wszystkim z zamkniętej już fabryki płyt pilśniowych, miasto nie jest duże. Kilka sklepów, kościół. Klimat nadal wiejski – 3,3 tys mieszkańców. Rozbijamy się na niewielkim polu namiotowym przed mostem. Wyjście do wody fatalne – razem z Marcinem topimy się po uda w błocie (a 25 m dalej jest pomost :). Drogo, nierówno, właściciel niemiły. Pytamy się, czy możemy wziąć prysznic. „Tak, ale to kosztuje – muszę zagrzać wodę itd. – 8 zł”. Pytamy się, czy możemy zimny. „Nie, bo nie będę kurków wykręcał, nie wierzę wam”. Dajemy słowo. „Nie, nie wierzę takim jak wy”. Trudno, nie będziemy się myć. Odchodzimy, ale gość w końcu mięknie i woła za nami „No dobra, jak dacie słowo, że tylko w zimnej, możecie się kąpać”. Słowo się rzekło, woda ze studni głębinowej JEST zimna, ale przynajmniej jesteśmy gruntownie umyci 🙂 Zostało mało kuchenki do benzyny. Trzeba iść kupić. W całej Czarnej Wodzie nie ma benzyny ekstrakcyjnej. Łazimy chyba przez godzinę, ale jest pusto. Na dodatek cały czas drałuję na bosaka po żwirze, bo nogi mam poprzecierane do mięsa. W sumie i tak jest to mniej bolesne niż chodzenie w sandałach. Okazuje się, że w pobliżu jest stacja benzynowa. Razem z Marcinem i Marysią drałujemy te 2 km wzdłuż ruchliwej drogi. Na stację wchodzimy we trójkę. Jeden na bosaka, drugi w kąpielówkach. Pytamy się czy jest ekstrakcyjna, oczywiście nie. Czy można z dystrybutora nalać? „Ależ oczywiście, ale 2 litry minimum”. Nurkujemy do pobliskiego śmietnika, wyciągamy dwie butelki. Dumni jak pawie wracamy do namiotów z butelkami benzyny. To było treklerskie 🙂 Dzień 4 Czarna Woda – Borzechowo Jak zwykle zrywamy się ze wschodem słońca – około 10 🙂 Janusz z Magdą znowu lądem, więc po raz drugi z Adamem cieszymy się lekkimi kajakami. Dzisiaj długi dzień – całe 25 km. Pierwsze kilometry są monotonne, rzeka się nie spieszy, płynie prosto… generalnie nuda. Aż do leśnictwa Czubek nie zatrzymujemy się. Pod mostem z Czubkach głośne PAC! na 10-cm progu dodaje trochę kolorytu. Adam dokonuje cudów, aby nie opuszczając kajaka załatwić potrzeby (płynie sam, więc nie może zostawić kajaka) – klinuje między drzewami, trzyma się konarów :). Kilka metrów za mostem robimy postój na żarcie. Zaiste, etap nabiera rumieńców, bo nadciąga burza. Robi się zimno. Szybko wodujemy kajaki, ale już kilometr dalej… ściana deszczu. Wszystkie rzeczy tak czy siak w podwójnych lub potrójnych workach, ale czujemy, że jest równie mokro, jak w wodzie rzeki. Marcin z Marysią chowają się nawet pod konarami drzewa, ale w gruncie rzeczy nie ma to sensu. I tak i tak wszyscy jesteśmy doszczętnie przemoczeni. A tereny wokół piękne. Zaczęły się łąki, meandry, pola. Pusto, żadnych zabudowań. Nikogo, zresztą w takim deszczu? W końcu, po około 1,5 godziny deszczu, jesteśmy przy moście w Borzechowie. Tzn. tylko moście. Wkoło ani jednego domu. Zejście do wody fatalne, ustre. Dziura, jakich mało. Przestaje padać na około 30 minut. Rozbijamy namioty, wyładowujemy rzeczy z kajaków. Nagle grzmot… i znowu ściana deszczu. Wszyscy oprócz mnie i Adama otwierają przedsionki, wrzucają wszystkie mokre rzeczy do środka, przy okazji wpuszczając hektolitry wody. Razem z Adamem czekam. Namiot rozbity porządnie, w środku idealnie suchy, rzeczy, owszem, w kajaku, ale w workach. Poczekamy na zewnątrz, przestanie padać, to elegancko władujemy się do środka. Stoimy w samych koszulkach. 5 minut. Nadal leje. 15 minut. Jak z cebra. 20 minut. Robi się nam zimno. „To co, pójdziemy do sklepu po colę?” pytam. „Tadziu, idziemy, bo zaraz zamarzniemy” w odpowiedzi. Dobra. Nogi nadal obtarte, więc zostawiam sandały, Adam idzie w klapkach. „Słuchaj, a może pobiegniemy, wytrzymasz?”. No więc biegniemy 2 km. Leje jak nigdy dotąd. Obok nas przejeżdża jakiś samochód, wolno, bo nic nie widać. Ludzie patrzą się jak na idiotów. 2 km dalej dobiegamy do sklepu. Podłoga w nim świeżo umyta, ale sprzedawczyni mimo to zaprasza nas do środka. „Poprosimy colę” brzmi jak kiepski dowcip. Ale 5 minut później biegniemy z powrotem. Adam strasznie kłapocze w klapkach, mnie bolą już stopy. 4 km to nigdy nie przebiegliśmy na żadnym wuefie! 🙂 Wracamy zmęczeni do namiotów. I przestaje padać. Coś do jedzenia, a wieczorem ponownie do Osowa Leśnego, gdzie siedząc przy zimnym piwie i jedzeniu, razem z Adamem i Marcinem B. zaznajamiamy się z „Rysiek jestem” i jego kompanem (imienia nie pamiętam). Potem szybko do namiotu, a Adam rzuca słynne „Słuchajcie, ten papier toaletowy miga”. „Adam, nie, on nie miga”. „Co ty mi gadasz, miga, pewnie że widzę, on miga, on migaaa!” 🙂 Ze środka nocy pamiętamy też niesamowitą mgłę nad terenami zalewowymi Wdy. Impresja, jakich mało. Dzień 5 Borzechowo – Wda 18 km. Ale rano jakoś nie możemy się zwlec. Dzisiejszy odcinek jest ładny, ale mało emocjonujący po wczorajszych przygodach i wyczynach. Z Adamem i kajakiem wleczemy się z tyłu, prawie nie wiosłując, ale i tak docieramy już o 16 na miejsce. Pole namiotowe PTTP za Wdą. Masa namiotów, głośno. Idziemy do sklepu we Wdzie. Staramy się ściągnąć ludzi do Tlenia za 2 dni, ale łapiemy tylko Cykera. Ale ale… Stoimy przy sklepie. Podjeżdża do nas minibus, otwierają się drzwi, wyskakuje nieogolony gość z piwem w ręku i pyta się, którędy na pole we Wdzie. „Jesteśmy tam rozbici, pokażemy wam drogę, jeśli nas podwieziecie”. Chwilę potem wskakujemy do samochodu, w środku już rozparcelowana zgrzewka piwa, obok 4 następne. Towarzystwo wesołe, kierowca ma dość. Cyrk na kółkach. I chociaż po drodze Marcin gubi drogę, w końcu docieramy na miejsce, za co dostajemy od towarzystwa 8 piw Żywca, po jednym na głowę. A oprócz tego towarzystwo z autobusu okazuje się być bardzo miłe, lekarze z Bydgoszczy na wyrypie weekendowej. Imprezowicze, jakich mało! Dzień 6 Wda – Błędno I znowu liczymy km… Dzisiaj 25. Meandry, piękny las, wysokie na 10-15 metrów skarpy. Po drodze rozrywkowi studenci (akrobacje na kajaku). Cały czas las. Sporo zwalonych drzew, dziko i pięknie. Odcinek niezwykle malowniczy, ale i męczący. Suniemy razem z nurtem, ostro manewrując na zakrętach. Kilka razy klin na drzewie, kilka razy prawie wywrotka. Jest wesoło, ale jakoś mamy z Adamem dzień kryzysowy. Ograrnia nas lenistwo. Zresztą tak jak i wczoraj, razem z Marysią i Marcinem, wleczemy się z tyłu. Po 25 km dłuuuuuugich kilometrach jesteśmy przy moście w Błędnie. Dwa domy, jedno pole namiotowe, ale dzikie w lesie. A na rozpisce mam zaznaczone duże pole z wiatą. Jedziemy wg GPSa, co okazuje się błędem. Nie ukrywam, że to przeze mnie musieliśmy wszyscy wracać 400 metrów pod prąd, co zepsuło humory w towarzystwie i spowodowało pewne napięcia między mną i częścią grupy. Co prawda nie zwykłem się przejmować takimi pierdołami, ale wkurzony byłem ostro. Przynajmniej wyżyliśmy się machając ostro toporkiem przy wycinaniu suchych gałęzi na ognisko, które było przednie, do późna w noc… A miejsce, w którym nocowaliśmy okazało się być wartym szukania… Dzień 7 Błędno – Tleń Dzisiaj podział grupy. Janusz z Magdą i kajakiem spływają szybko, bo już o 8 rano, żeby zdążyć na popołudniowy pociąg z Tlenia. Zostajemy w czwórkę, a ponieważ absolutnie nam się NIE spieszy, lenimy się do 12-tej. Dzisiaj też długi odcinek – 22 km. Rzeka staje się mniej ciekawa. Mniej meandrów, coraz więcej domów. Chociaż jest sporo mostków (w Starej Rzece). Ale dalej robi się już szeroko, Wda rozlewa się, a przy Tleniu wpada do sztucznego Jeziora Żurskiego. O dziwo! W zalewie brakuje wody, przez 2 km męczymy się z wodorostami, mozolnie sunąc po nich. Godzina 16:00. Stanica PTTK. Zdajemy kajaki, spotykamy Janusza z Cykerem, idziemy do Tlenia. Tam szukamy pola namiotowego, ale po prostu nas nie stać, więc rozbijamy się w pięknym miejscu za stacją PKP, schowani za pagórkami, zaraz obok rzeki Prusiny. Mimo, że 500 m do sklepu i około 400 do stacji, jest dziko. Przy porannym myciu widzę np. w odległości 20 metrów jelenia, a Adam niedługo później natyka się na sarnę. W Tleniu spędzamy prawie dwa pełne dni. Leżymy, obijamy się, ale niespecjalnie jest co robić. Od mojej ostatniej bytności miejscowość podupadła. Godne uwagi są za to hamburgery po 2 zł w jednym z barów. No i nasza kiełbasa z suchym chlebem, odsmażona ostatniego dnia na śniadanie. Potem PKP do domu, przez Laskowice Pomorskie. I trzy tygodnie do następnego wyjazdu… Od kilku lat mieszkamy z Maciejem bardzo blisko Pilicy. I to całkiem niedaleko ujścia Pilicy do Wisły. Kiedyś, zanim jeszcze zamieszkaliśmy w Kępie, zorganizowaliśmy dwa spotkania ze znajomymi bliziutko miejsca, gdzie Pilica wpada do Wisły. Ale wtedy nie zobaczyłam jak Pilica łączy się z Wisłą. Cały czas spędziliśmy nad Pilicą. Chyba ze dwa tygodnie temu przyszło mi do głowy, że chętnie zobaczyłabym miejsce, gdzie jedna rzeka staje się drugą. W sobotę, tydzień temu, Maciej zabrał mnie tam na wycieczkę. Nie będę pisać jak było, zdjęcia zrobią to za mnie:) Dobrze mi tam było!!! Teraz bardzo bym chciała dotrzeć do źródeł Pilicy, a potem zrobić wycieczkę wzdłuż całej tej pięknej rzeki… This entry was posted in Hmmm co by tu...?. Bookmark the permalink. Przybliżając dzieje różnych miejscowości Pomorza Gdańskiego, nie można pominąć Gniewu, który już w czasach przedchrześcijańskich spełniał ważną rolę dzięki położeniu na szlaku bursztynowym. Za czasów panowania książąt pomorskich, a następnie zakonu krzyżackiego stał się warowną twierdzą o ważnym, strategicznym położeniu. Jak zauważył Franciszek Mamuszka – krajoznawca, badacz i popularyzator dziejów i kultury Gdańska i Pomorza – miasto to otoczone jest „malowniczą, lekko falistą” wysoczyzną, pokrytą na znacznej przestrzeni lasem, przez którą „przerzyna się tworząc niezliczone zakręty rzeka Wierzyca”. Miasto to bowiem leży u ujścia Wierzycy do Wisły. Obecność żyznych gleb i podmokłych łąk nadwiślańskich oraz położenie przy popularnym niegdyś szlaku drogowym oraz wodnym wpłynęły na rozwój osadnictwa w tym rejonie (którego dzieje podobno sięgają dwóch i pół tysiąca lat wstecz). Teren ten zyskał ważne znaczenie gospodarcze i militarne. Widokówka z Gniewu, lata 2004-2008, źródło: Fotopolska Poniższy artykuł napisałam korzystając z publikacji Franciszka Mamuszki pt. „Gdańsk i Ziemia Gdańska”, przewodnika Marii Giedz pt. „Pomorze mniej znane”, Wikipedii oraz artykułu Jerzego R. Godlewskiego pt. „Gniew – z przeszłości miasta” (który ukazał się w jednym z archiwalnych numerów „Jantarowych Szlaków”). Obecnie Gniew jest miastem gminnym w powiecie tczewskim, w województwie pomorskim. W 2018 r., jak podaje Wikipedia, miasto to liczyło prawie siedem tysięcy mieszkańców. Z miastem tym łączą mnie szczególne więzy, dzięki moim przodkom, którzy urodzili się w tych stronach. Z przekazów rodzinnych wynika, że na przełomie XIX i XX w. w Gniewie mieszkali dziadkowie mojej babci (ze strony mojej mamy), czyli moi prapradziadkowie i tu najprawdopodobniej urodził się ich syn, a mój pradziadek, Jan Kowalski. Zasłużył się on jako prezes Koła Rolniczego w pobliskim Piasecznie (założonego w 1862 r. przez znanego społecznika, Juliusza Kraziewicza), stracony za swą działalność w Lesie Szpęgawskim jesienią 1939 r. Gniew na dawnej pocztówce, źródło: Delcampe Zdaniem Franciszka Mamuszki Gniew był niegdyś jednym z „ważniejszych miast i (…) punktów umocnionych w nadwiślańskim pasie lewobrzeżnym na terenie województwa gdańskiego. Rozłożyło się ono na wyniosłym, wciśniętym między doliny Wisły i Wierzycy cyplu morenowej wysoczyzny”. Wyjaśnię, iż publikacja Franciszka Mamuszki pt. „Gdańsk i Ziemia Gdańska” pochodzi 1966 r., kiedy zgodnie z ówczesnym podziałem administracyjnym kraju, istniało województwo gdańskie, a nie pomorskie. Wróćmy do położenia geograficznego Gniewu. Dzięki obniżeniu terenu, wyżłobionemu przez Wierzycę, a tym samym uzyskaniu dostępu do Wisły, mieszkańcy Gniewu mogli założyć nad Wisłą przystań dla statków handlowych i wojennych. Jak zauważył Jerzy R. Godlewski, „Wisła wyznaczała niewątpliwie drogę ekspansji młodego państwa Piastów ku północy, ku Bałtykowi”. Leżące nad jej brzegami osady nabierały znaczenia dla pierwszych polskich monarchów, misjonarzy, kupców, wojów, którzy drogą wodną przedostawali się na północ. Z kolei Wierzyca stanowiła jakże ważną drogę dla „osadnictwa przesuwającego się w górę rzeki, w głąb pokrytej gęstymi lasami wysoczyzny Pojezierza Kaszubskiego”. Położenie Gniewu na styku dwóch różnych pod względem gospodarczym krain, Wysoczyzny Pojezierza Kaszubskiego i pradoliny Wisły, przyczyniło się do ożywienia i skupienia w tym miejscu wymiany handlowej oraz początków przemysłu wiejskiego i rzemiosła. Widok z ulicy Wąskiej. Jak wspomniałam we wstępie, w pobliżu obecnego Gniewu przebiegał prastary szlak via regia, czyli północny odcinek szlaku bursztynowego, którym wędrowano z południa Europy (z terenów Cesarstwa Rzymskiego) aż nad Bałtyk. Handel nie ograniczał się tylko do bursztynu. Przybysze kupowali na Pomorzu także futra, a nawet niewolników. W zamian oferowali tubylcom wyroby z brązu i żelaza, np. broń lub biżuterię. Upadek Cesarstwa Rzymskiego spowodował zmniejszenie znaczenia szlaku bursztynowego; ożywienie nastąpiło w IX w. n. e. za sprawą kupców arabskich. W średniowieczu okolica Gniewu zamieszkana była głównie przez ludność słowiańską, w mniejszym stopniu przez pruską oraz napływową z Ziemi Chełmińskiej, Kujaw, Mazowsza itp. Jak zauważył Mamuszka, okolica ta była wyjątkowo gęsto zaludniona, o czym świadczyła „niespotykana gdzie indziej liczba grodzisk”. W Gniewie stwierdzono „istnienie jednego grodziska, w Brodach również jednego, a w Ciepłem aż trzech” (Jerzy R. Godlewski). Wisła pod Gniewem W IX w. n. e. na terenie obecnego Gniewu miały istnieć dwa grody. Od X w. n. e. ziemia ta należała do państwa Polan. Zgodnie z decyzją Bolesława Krzywoustego (1086–1138) została włączona w skład kasztelanii starogardzkiej. Jak podaje Wikipedia, pierwsze pisemne wzmianki o Gniewie pochodzą z pierwszej połowy XIII w. Wtedy osadę tę zwano – z języka słowiańskiego – dwojako: Wansca (Wońsk) lub Gymeu (ordinis terram Gymeu cum tota Wansca – 1229 r.). Pierwsza nazwa miała pochodzić od rzeki zwanej Wonia (czyli obecnej Wierzycy) – cuchnącej, czyli „woniejącej”. Druga zaś pochodziła od czasownika „gnić”. W tamtym czasie lokalną władzę sprawowali tu książęta pomorscy z dynastii Sobiesławiców. W Gniewie istniał gród stanowiący do 1229 r. siedzibę kasztelana Ziemi Gniewskiej (Terra Gyznew). „Gniew zajął czołowe miejsce wśród grodów, a następnie miast położonych nad doliną Wisły – od Pruszcza po Nowe. W tej części Pomorza Gdańskiego (…) obok Tczewa, Sobowidza, Lubiszewa, Tymawy i być może Pruszcza – był jednym z najsilniejszych punktów militarnych książąt pomorskich” (Jerzy R. Godlewski). Kamieniczki przy placu Grunwaldzkim Książę Mściwój I podzielił Pomorze na kilka dzielnic, które powierzył swoim synom. W taki sposób Gniew znalazł się w obrębie dzielnicy tczewskiej przydzielonej Samborowi II. Warcisław otrzymał dzielnicę z siedzibą w Świeciu, zaś najstarszy syn Mściwoja I, Świętopełk II (któremu potomni nadali przydomek „Wielki”) – dzielnicę senioralną, czyli gdańską. Świętopełk wraz z Samborem w 1229 r. przekazali ziemię gniewską cystersom oliwskim. Niestety, z czasem doszło do zaognienia relacji pomiędzy Samborem a Świętopełkiem (a następnie z jego synem Mściwojem II); Sambor zaczął szukać oparcia najpierw wśród Prusaków, potem – Krzyżaków sprowadzonych w pierwszej połowie XIII w. na Pomorze przez Konrada Mazowieckiego. Zdesperowany i rządny zemsty Sambor, wygnany ze swej dzielnicy przez Mściwoja II, szukał pomocy u Krzyżaków. Zapewne za ich namową (zależało im na poszerzaniu terytorium swego państwa) cofnął nadanie ziemi gniewskiej cystersom, a następnie przekazał ją w 1276 r. rycerzom zakonnym – w zamian za pomoc w walce z bratankiem. Dla Krzyżaków ogromne znaczenie strategiczne miało uzyskanie przyczółku na lewym brzegu Wisły. Wynikły wtedy spór o ziemię gniewską pomiędzy Krzyżakami a Mściwojem rozstrzygnięty został w 1282 r. przez legata papieskiego na korzyść Krzyżaków. Fragment zachowanego muru zamkowego Bardzo możliwe, że istniejący tu gród kasztelański Krzyżacy zajęli siłą. Na jego miejscu wybudowali warowny zamek, który stał się siedzibą komtura. U schyłku XIII w. w miejscu słowiańskiej osady (u zachodniego podnóża zamku) założyli miasto na prawie chełmińskim. Według Jerzego R. Godlewskiego zamek wznoszony był w pośpiechu. Świadczył o tym brak ozdób i ornamentów typowych dla budowli krzyżackich. Poza tym od razu wybudowano go w formie murowanej. Do budowy „palisad osłaniających roboty przy wznoszeniu zamku użyto elementów drewnianych pochodzących ze zburzonego zamku w miejscowości Kałdus (krzyżacki Pottonburg) k. Chełma” (J. R. Godlewski). Przez krótki czas, na początku XIV w., ziemia ta wchodziła w skład terenów kontrolowanych przez Władysława Łokietka (późniejszego króla Polski). Niestety wkrótce zakon krzyżacki przyłączył ją ponownie do swego państwa. Krzyżacy otoczyli miasto murami obronnymi (częściowo zachowanymi) z dwunastoma basztami. Na rynku (zwanym dziś pl. Grunwaldzkim) wznieśli gotycki budynek ratusza (dziś jest to najstarszy ratusz na Pomorzu), a w jego południowo-zachodnim narożniku wybudowali trójnawowy kościół farny z wieżą dzwonną, z prezbiterium ukończonym w 1348 r. (pw. św. Michała). Do naszych czasów przetrwał średniowieczny plan miasta, kościół, przyziemna część ratusza oraz zamek. Z kamieniczek wzniesionych w średniowieczu, a potem przebudowywanych, zachowały się gdzieniegdzie fragmenty ścian. Widok z ulicy Jakusz-Gostomskiego na kościół pw. św. Mikołaja Za czasów krzyżackich miasto wraz z zamkiem zyskało charakter potężnej twierdzy. W pobliskim porcie na Wiśle stacjonowała flotylla wojenna. Krzyżacy skutecznie blokowali żeglugę na rzece, narażając nieustannie gdańskich kupców na straty. Szczególnie dali się we znaki Gdańskowi w czasie wojny 13-letniej – z zemsty za wsparcie finansowe udzielone w tej wojnie polskiemu królowi. Rycerze zakonni kontrolowali również przebiegający w pobliżu szlak lądowy. W czasie Wielkiej Wojny (1410-11) między zakonem krzyżackim a Polską Gniew znalazł się przez krótki czas (do 1414 r.) w rękach polskich. Mieszkańcy Gniewu uznali wtedy władzę Władysława Jagiełły. Niestety, przez najbliższe dziesięciolecia ponownie rządzili na tym terenie Krzyżacy. W 1422 r. zamek gniewski stał się siedzibą Michała Küchmaistra – po złożeniu przez niego godności Wielkiego Mistrza. Z jego inicjatywy zamek poddano przebudowie. Miasto Gniew i zamek gniewski odegrały znaczącą rolę w czasie wojny 13-letniej. Tamtejszy zamek stał się jednym z głównych, a w niektórych okresach wojny głównym bastionem broniącego się zakonu krzyżackiego. Utrzymywanie przez Krzyżaków takich ważnych przyczółków na lewym brzegu Wisły (dzięki którym zakon otrzymywał wsparcie z Zachodu, niezbędne do prowadzenia działań wojennych) pozwalało im na przeciąganie wojny. Plac Grunwaldzki z zabytkową pompą miejską Jak wspomniałam, załoga gniewskiego zamku – szczególnie w czasie trwania wojny 13-letniej skutecznie blokowała handel na Wiśle, celowo narażając na straty gdańskich kupców. Była to zemsta za to, że gdańszczanie stali się głównymi sprzymierzeńcami polskiego króla w walce z Krzyżakami i to właśnie od nich pochodziło największe wsparcie finansowe dla Kazimierza Jagiellończyka. Dodatkowo załoga krzyżacka z Gniewu uczestniczyła w wyprawach dywersyjnych na Pomorzu, skierowanych przeciwko Polakom. Pierwsza z nich miała miejsce w drugiej połowie 1460 r. Krzyżacy (z Gniewu i Nowego) pod wodzą hr. Hansa von Gleichen dotarli na przedmieścia Gdańska, paląc mijane miejscowości, np. Pruszcz. Zajęli Puck i Lębork, następnie zablokowali Gdańsk od zachodu i południa, a także polską załogę stacjonującą w Oliwie. Z kolei jesienią 1461 r. załogi krzyżackie z Pucka i Lęborka, które dotarły w pobliże Gdańska, pozbawiły miasto dopływu świeżej wody, blokując Kanał Raduni. Dodatkowo Krzyżacy zajęli Starogard, czyniąc z niego bazę wypadową skierowaną przeciwko Gdańskowi. Jedna z uliczek w Gniewie O klęsce Krzyżaków w tej wojnie przesądziła śmierć Fritza v. Ravenecka, dowódcy załogi gniewskiej (a także puckiej i starogardzkiej) w bitwie pod Świecinem k. Żarnowca. Wygrana Polaków w tej bitwie umożliwiła im przejęcie inicjatywy na lewym brzegu Wisły oraz zdobycie kolejnych położonych tamże zamków. Oblężenie Gniewu rozpoczęło się w lipcu 1463 r. pod dowództwem Piotra Dunina z Prawkowa (który dowodził polskimi oddziałami we wspomnianej wcześniej bitwie). Uczestniczyli w nim również gdańszczanie wraz z rajcą Janem Maydeborgiem. Trwało ono sześć miesięcy; zamek i miasto zostały zdobyte 27 XII 1463 r. Dunin uznał Gniew za „najważniejsze ogniwo krzyżackiego systemu obronnego na Pomorzu i od niego rozpoczął likwidację tego systemu” (Jerzy R. Godlewski). Upadek Gniewu oraz wygrana Polaków w bitwie pod Świecinem okazały się rozstrzygające dla dalszego przebiegu wojny. W kolejnych miesiącach skapitulowały: Puck, Nowe, Starogard i Chojnice. Wojnę tę zakończył II pokój toruński zawarty w 1466 r., w myśl którego Gniew znalazł się w granicach Rzeczypospolitej, jako siedziba starostwa. Pierwszym starostą gniewskim został rotmistrz Tomko z Młodkowa. Jednym z najbardziej znanych starostów był późniejszy król polski, Jan III Sobieski, który to stanowisko objął w marcu 1667 r. Dzięki przywilejom otrzymanym od Kazimierza Jagiellończyka, Gniew stał się prężnym ośrodkiem rzemieślniczym i handlowym. Okres rozkwitu miasta trwał do początków XVII w., czyli do wojen ze Szwedami. Miasto stało się poważnym ośrodkiem rozwoju przemysłu sukienniczego oraz piwowarskiego. Mieszkańcy trudnili się również skupem oraz spławianiem zboża i drewna do Gdańska. Ulica Brzozowskiego, dawniej Judengasse Wojny szwedzkie, które toczyły się w XVII w. doprowadziły do silnego zubożenia pomorskiej ziemi, w tym Gniewu. Miasto z tego kryzysu już się nie podniosło. Na przełomie września i października 1626 r. w okolicy Gniewu doszło do starcia wojsk polskich dowodzonych przez Zygmunta III Wazę z wojskami szwedzkimi pod wodzą Gustawa Adolfa. Wcześniej wojska szwedzkie zajęły miasto Gniew wraz z zamkiem. Po stronie polskiej w walkach wzięło udział 11-12 tys. żołnierzy, w tym 6 700 tys. zaciężnych. Do pierwszego starcia doszło 22 września; walki trwały do początku października, kiedy to Zygmunt III Waza zrezygnował z dalszych prób zdobycia Gniewu i wycofał się w kierunku Pelplina. Straty po stronie polskiej były nieporównywalnie większe niż po stronie przeciwnika. Dalsze działania zbrojne na Pomorzu (w tym na lewym brzegu Wisły) prowadził w listopadzie 1626 r. hetman Stanisław Koniecpolski (który przejął wtedy naczelne dowództwo). Tym razem udało się Polakom zdobyć Gniew, do czego doszło w lipcu następnego roku. Latem 1629 r. Szwedzi pod dowództwem gen. Wrangla podjęli nieudaną próbę zdobycia Gniewu; tym razem miasta i zamku broniło wojsko dowodzone przez Stefana Czarnieckiego i Mikołaja Moczarskiego. W latach 1667-99 starostwo należało do rodziny Sobieskich, która często bywała wtedy w Gniewie. Z inicjatywy króla Jana III Sobieskiego w 1669 r. wzniesiono na podzamczu barokowy pałac dla jego małżonki, Marii Kazimiery (zwany obecnie Pałacem Marysieńki) przebudowany następnie w czasach pruskich. Uległ potem zniszczeniu z powodu obsunięcia się skarpy; odbudowany w stylu neogotyckim służy obecnie jako hotel. W XVIII w. godność starosty gniewskiego sprawował Stanisław Leszczyński. W 1772 r. Gniew (wraz z terenem całych Prus Królewskich) znalazł się w granicach Prus. Nieistniejący kościół ewangelicki przy obecnym pl. Grunwaldzkim W czasie wojen napoleońskich Gniew leżał na trasie wojsk francusko-polskich zmierzających w kierunku Gdańska. 13 I 1807 r. oddział gen. Jakuba Komierowskiego w drodze do Gniewu (w pobliżu miejscowości Ostrowite) stoczył zwycięską potyczkę z kawalerzystami ze stacjonującego w Gniewie pułku dragonów (dowodzonego przez płk. Schaffera). 26 stycznia tegoż roku miasto to zajął płk. Dominik Dziewanowski. Po jego odejściu do Tczewa stacjonował tu jeden z batalionów kawalerii narodowej. 28 stycznia przybył do Gniewu gen. Henryk Dąbrowski. Miasto to stanowiło podstawę wyjściową (obok Starogardu i Skarszew) dla działań dywizji gen. Dąbrowskiego przeciwko Prusakom trzymającym Tczew. Po krwawych walkach o Tczew, w Gniewie urządzono lazaret, w którym przebywało 300 rannych. Gniew stanowił bazę podczas etapów walczącej o Gdańsk dywizji polskiej. Po zdobyciu Gdańska, odpoczywali tu polscy żołnierze. Po zawarciu pokoju w Tylży, na mocy którego zostało utworzone Księstwo Warszawskie (w obrębie którego Gniew się nie znalazł), w okolicy Gniewu stacjonowało ok. 12-tysięczne wojsko francuskie strzegące ważnych dla planów strategicznych Napoleona, przepraw na dolnej Wiśle. W czasie przynależności Pomorza do Niemiec zamek gniewski przebudowany został na koszary, potem na więzienie, a w dalszej kolejności zaadaptowany na magazyn zbożowy. Cenne wyposażenie zamku zostało wywiezione do Berlina. Przy gniewskim rynku wzniesiono kościół ewangelicki wg projektu znanego architekta, Karla Friedricha Schinkla (wyburzony po II wojnie światowej). Pewien krótkotrwały rozwój miasta nastąpił po wybudowaniu w latach 1824-30 bitej drogi z prowadzącej z Królewca – przez Tczew, Gniew, Bydgoszcz – do Berlina. A także po otwarciu w drugiej poł. XIX w. w Gniewie kilku zakładów przemysłowych. Zamieszkiwało wtedy w tym mieście ok. czterech tys. osób, w większości Polaków. W 1902 r. wybudowano linię kolejową ze stacji Morzeszczyn do Gniewu, która łączyła z linią kolejową Bydgoszcz – Gdańsk nie tylko miasto Gniew, ale również kolej wąskotorową docierającą do Gniewu. W 1911 r. wybudowano drugi tor na odcinku: Laskowice Pomorskie – Tczew. W 1989 r. zawieszono ruch pasażerski na linii Morzeszczyn – Gniew, a w 1992 r. linię zamknięto także dla ruchu towarowego. Dworzec kolejowy w Gniewie, lata 1900-1910. Stacja obecnie nie istnieje. Po pierwszej wojnie światowej Gniew znalazł się w granicach II RP i do 1932 r. był siedzibą starosty powiatowego; w 1932 r. dawny powiat gniewski włączono do powiatu tczewskiego. II wojna światowa spowodowała silne zubożenie miasta, z którego przez długi czas nie mogło się podźwignąć. W czasie wojny władze niemieckie zorganizowały w budynku dawnego zamku obóz dla wysiedlanej ludności polskiej z Tczewa i okolic. W okresie powojennym wybudowano w Gniewie różne zakłady przemysłowe, w tym betoniarnię, cegielnię, Przedsiębiorstwo Budownictwa Terenowego, mleczarnię itp. Otwarto tu też Zakłady Podzespołów Radiowych T 20, kooperujące z zakładami radiowymi i telewizyjnymi. A także Zakłady Mechanizmów Okrętowych „Fama” (później Rolls-Royce Poland, dziś Konsberg Maritime CM Sp. z o. o. – producent urządzeń dla przemysłu lądowego, morskiego oraz górnictwa). Poprawiło to sytuację gospodarczą miasta. Obecnie działa w Gniewie fabryka keramzytu Saint-Gobain Construction Products Polska oraz WEBER Zakład Produkcyjny Gniew. Zamek w Gniewie Zamek gniewski został odbudowany dopiero współcześnie; począwszy od pożaru w 1921 r. popadał w coraz większą ruinę. Dawny krzyżacki zamek jest obecnie siedzibą bractwa rycerskiego, które – do momentu wybuchu pandemii – w sezonie turystycznym organizowało turnieje: konne (np. Międzynarodowy Turniej Rycerski Króla Jana III Sobieskiego), piesze, łucznicze, kusznicze, a także pokazy rycerskich tańców oraz biesiady rycerskie przy tradycyjnym średniowiecznym jadle. Odbywały się także widowiska będące inscenizacjami oblężenia zamku lub napadu wojsk krzyżackich na uśpioną wioskę słowiańską. Miejmy nadzieję, że trudna sytuacja epidemiczna z czasem ulegnie poprawie i zamek gniewski znów zaczną odwiedzać licznie turyści, którzy będą mogli uczestniczyć w interesujących wydarzeniach kulturalnych. Maria Sadurska Świecie – Schwetz/Weichsel LEGENDA O ZAŁOŻENIU MIASTA O początku miasta istnieje następująca legenda: Było to za panowania potężnego księcia pomorskiego, Świętopełka. Zamek jego wznosił się tam, gdzie dziś znajduje się Zakład Psychiatryczny. Wówczas do Polski zostali wprowadzeni Krzyżacy, którzy osiedlili się w sąsiednim Chełmnie. Świętopełk przez całe życie prowadził z nimi walki. Legendę tę podajemy według książki „O początku miasta Świecia, lecz wprzód i o Kaszubach i Pomorzu, gdyż Świecie do Kaszub należało, a na Pomorzu leżało”. Rzecz ciekawa a dla ludu podana przez Sierp. Polaczka Toruń. Drukiem Augusta Sznejdera 1852; „Płynie Świętopełk wodą od Nakła ku Czartowicom, a za nim kilkadziesiąt łodzi z rycerstwem i ludem pomorskim. A właśnie to Wisła przybrała i była bystrzejsza niż zwykle. Wtem, kiedy już wojsko pomorskie i pod księciem pomorskim było blisko Chełmna, zatrzymało się nagle, Świętopełk, bowiem chciał skrycie pojechać a Krzyżacy stali w Chełmnie załogą i łatwo by go z murów spostrzegli. Czekały, więc łodzie pomorskie, aż się ściemniło. Lecz kiedy w nocy już do Czarnej wody dopłynęły, porwało je straszliwie, i zakręciły się dokoła, i więcej niż połowa na miejscu zatonęła. Nawet sam Świętopełk o mało życia nie stracił. A świeca go tylko od zguby zachowała. Gdzie, bowiem Czarna Woda do Wisły wpada, stała chatka nawróconego grzesznika. Słyszał on wiele, jak wielkie się nieszczęścia na Wiśle w owym miejscu zdarzały, Aby więc Boga tym prędzej przebłagać i tym bardziej złe dobrym nagrodzić, udał się tam na pokutę i tonących ratował, a wyratowanym, czym mógł, to służył. A właśnie owego wieczora odmawiał modlitwy nad konającym. Wyciągnął on tego nieszczęśliwego z odmętów; lecz że za długo się męczył w topielach, nie mógł mu zdrowia przywrócić pustelnik. Wtem słyszy naraz łoskot i krzyki na Wiśle. Ale nie chcąc bez potrzeby opuścić człowieka, co się z tym światem rozstawał, pobiegł tylko do okienka z gromnicą, aby zobaczyć, co to ów krzyk znaczy. A ledwie mógł wierzyć, żeby się, kto przy wezbranej wodzie jeszcze o tak późnej porze mógł tamtędy odważyć. Lecz mimo woli stał się wybawcą księcia. Przy blasku, bowiem świecy od konania spostrzegł jeden z rycerzy pomorskich swego pana już w wodzie. Uchwycił go, więc silnie za wyciągniętą rękę i trzymał przy łodzi. Wtem mu też inni na pomoc przyskoczyli, i Świętopełk był ocalony. Przecie się już i ta łódź przewracała, Lecz w tejże chwili rozminęły się chmury na niebie, i zajaśniał księżyc na nowiu, odbijając się w nurtach rzeki Wisły. Tu już widzieli rycerze Świętopełka, gdzie woda najbardziej rwała, i szczęśliwie stanęli na brzegu, gdzie właśnie pustelnik swą łódź odwiązywał. A odetchnąwszy książę pomorski zarazem po ciężkiej swojej kąpieli, przyrzekł nie tylko zamek, ale i miasto nad Czarną Wodą budować, A ten zamek miał być i na to, aby się na jego wieży dniem i nocą wielki ogień palił. A miał się palić we dnie niejako, jak ogromna lampa na podziękowanie i na chwałę Bogu, w nocy zaś, aby nieszczęśliwi tym prędzej mogli ujść śmierci. „Prócz tego”, rzekł Świętopełk „może ten ogień posłużyć na to, że jak zostanie zgaszony, to będzie znakiem, iż się znów Krzyżacy lub inni nieprzyjaciele na moje Czartowice skradają”. A że się szczególnie świeca do matowania Świętopełka przyczyniła i że się z wieży zamkowej wśród nocy ciągle świecić miało, więc zamek wraz z miastem Świeciem nazwane zostały, i herb Świecia od świecy jest wzięty. Kto nie wierzy, niechże się z pieczęci miejskiej przekona! A jest na tej pieczęci i księżyc na nowiu, Co on znaczy, już łatwo odgadnąć „ Legenda ta opiera się częściowo na prawdzie, częściowo jest mylna. Przede wszystkim głównym bohaterem jest Świętopełk, który był historycznym księciem Świecia, panującym od 24 kwietnia 1229 do 11 stycznia 1266 roku, Sława i czyny Świętopełka wielkie wywarły wrażenie na umysłach mieszkańców, że go wprowadzono do legendy. Prawdą jest również, że pierwotnie Świętopełk posiadał zamek na wzgórzu, na którym stoi Krajowy Zakład Psychiatryczny. Prawdą jest, że Świętopełk w celu obrony od Krzyżaków, mieszkających w Chełmnie, wzniósł nowy zamek na Ostrowiu, przy ujściu Czarnej wody do Wisły. Najwyższe miejsce Ostrowa obwarował usypanymi wałami i mocnym częstokołem i ubezpieczył zewsząd przekopami i wodami. Była to twierdza bardzo warowna, głównie dla swego położenia, prawie zupełnie niedostępna, gdyż tylko most ruchomy łączył ją z miastem Świeciem. Nieprawdą zaś jest, że miasto Świecie założył Świętopełek, gdyż miasto i gród ten istniał już od czasów prasłowiańskich. Nazwa Świecia pochodzi od pierwiastka świeca i prawdopodobnie oznaczała miasto mające świecące mury, leżące na jasnej polanie lub na wieży, której płonęło ognisko. O Świeciu wspomina się po raz pierwszy w dokumentach w roku 1198 z okazji darowizny na rzecz Zakonu Joannitów grodu Starogardu z posiadłościami okolicznymi i ziemią koło Skarszew przez księcia świeckiego Grzymisława. Przyjęcie chrześcijaństwa przez Polskę przesądziło przynależność księstwa świeckiego do państwa polskiego. Chrześcijaństwo zaprowadzono tutaj w krótkim czasie po nawróceniu Polski, gdyż św. Wojciech w 997 roku nie mógł przez pogański kraj do dalszego kraju pogańskiego Prusaków kroczyć. Panowanie Książąt Pomorskich Bolesław Chrobry, stworzywszy wielkie państwo polskie od Karpat aż po Bałtyk, podzielił je jednolicie na kasztelanie. Kasztelania świecka obejmowała dzisiejsze parafie: Świecie, Jeżewo, Przysiersk i Gruczno. W roku 1148 ziemia świecka weszła w skład nowoutworzonego biskupstwa włocławskiego. Po śmierci Bolesława Chrobrego Pomorzanie zwolnili si od rządów polskich i wrócili do pogaństwa. Bolesław Krzywousty często wyprawiał się na Pomorze i w kronice Galla jest wzmianka o obleganiu Drzycimia niedaleko Wdy. W roku 1198 cały kraj pomorski między Wisłą i Brdą, Labą i Bałtykiem miał dwie siedziby książęce: Gdańsk i Świecie, w Świeciu rządził od roku 1198 do 1207 Książę Grzymisław. Państwo Grzymisława sięgało od Brdy aż do Tczewa, W północnej części księstwa świeckiego leżała ziemia gniewska i starogardzka z Zaborami pod Czerskiem i Wielem, na południe zaś i zachód ogromne bory, pełne jezior, moczarów i strug, resztki, których stanowią dzisiaj Bory Tucholskie. Po nim rządził Mestwin I Książe gdański, jako pan całego wschodniego Pomorza. Nie zdołał on obronić kraju od napadu duńskiego, tak, że w roku 1212 stał się lennikiem Danii, umarł w roku 1220. Po Mestwinie pozostała ciekawa pamiątka, mianowicie ks. Stanisław Kujot głosi, że w pobliżu kościoła pobernardyńskiego, gdzie stał gród książęcy, znaleziono tłok pieczęciowy Mestwina (Mściwoja) srebrny, owalny. W otoku napis: SIGIL MISTVI, pieczęć Mściwoja cz. Mestwina. Mestwin zostawił czterech synów i kilka córek. Z tych Jadwiga wyszła za Władysława Odonicza, księcia Wielkopolski i stała się matką Przemysława i Bolesława. Z synów Mestwina Świętopełk, jako najstarszy, dostał Gdańsk i zwierzchnictwo nad młodszymi braćmi. Jeden z synów Mestwina, imieniem Warcisław, był księciem świeckim. Uszczuplił on księstwo swe o ziemię gniewską, którą darował klasztorowi w Oliwie, umarł w r. 1229. Po nim panował Świętopełk, władca Świecia, książę dolnej Wisły, mający po obu stronach rzeki swoje grody, jak Wyszogród i Świecie, Sartowice i Nowe, Świętopełk z początku uznawał zwierzchnictwo polskie nad Pomorzem, lecz już około r. 1223 wyzwolił się od Polski i jeszcze zdobył kraj koło Chojnic i Człuchowa. Za czasów Świętopełka w roku 1228 Konrad książę mazowiecki, sprowadza do Polski Krzyżaków do walki z dzikimi Prusakami i nadaje im ziemię chełmińską na osiedlenie się i użytkowanie. Do nowych posiadłości zjechał w roku 1233 mistrz, Hermann v. Salza, który nadał przywileje miastu Chełmnu, Nowemu i Toruniowi. Świętopełk wówczas musiał stoczyć pod Świeciem wielką bitwę z Krzyżakami, która skończyła się dla niego klęską. Na skutek tej klęski był on zmuszony oddać Krzyżakom w charakterze zakładników starszego syna Mściwoja oraz wojewodów Gniewosza i Wojciecha, Świętopełk początkowo pomagał Krzyżakom w ich wyprawach przeciwko Prusakom, później jednak wzniecał powstania pruskie przeciwko Krzyżakom, W tych walkach Świętopełk był zupełnie odosobniony, gdyż książęta polscy, pomni jego napadów na Kujawy, zajęcia Nakła i zniszczenia Inowrocławia, nie chcieli mu pomagać. W r. 1242 Świętopełk otwarcie stanął po stronie Prusaków w wielkim ich powstaniu przeciw Krzyżakom, Książęta polscy stanęli po stronie Krzyżaków. W r. 1246 następuje nowy napad Świętopełka na Kujawy. W r. 1248 musiał Świętopełk zawrzeć z Krzyżakami pokój, a Wisła stała się granicą jego posiadłości. Po utracie Sartowic Świętopełk przeniósł punkt obronny swego księstwa do Świecia, w kącie między Wisłą a Wdą wybudował gród obronny i zamek, prawie naprzeciw Chełmna, siedziby Krzyżaków. Plan zamku w Świeciu wraz z podgrodziem Zamek w Świeciu w czasach swojej świetności rozbudowany ok. 1650 rok Umarł Świętopełk dnia 10 stycznia 1266 r. i pochowany został w klasztorze Cystersów w Oliwie. Jeszcze za życia Świętopełka rządy objął w Świeciu Mestwin II, syn jego najstarszy, ostatni książę panujący w Świeciu. Dnia 15. 02. 1282 Mestwin II (Mściwoj) zapisał w Kępnie ziemię Pomorską Przemysławowi księciu Wielkopolskiemu. Darowiznę i zapis ujął w następującą formę: „My, Mściwoj, z Opatrzności Bożej Książe Pomorski, obwieszczamy teraźniejszym i przyszłym, że niezniewoleni przemocą ani strachem, lecz za własnym i dobrowolnym natchnieniem, za siebie i za swoich następców dziedzicowi ukochanemu synaczkowi naszemu, Księciu Przemysławowi, z Bożej łaski księciu polskiemu, dajemy, odstępujemy i przekazujemy tytułem prawdziwej i czystej darowizny za życia, całe nasze księstwo pomorskie z wszystkimi miastami, twierdzami, wsiami, wasalami i kościołami, własnością i panowaniem, z posiadłościami uprawnymi. Umowa ta została potwierdzona przez dygnitarzy pomorskich, a rycerstwo pomorskie złożyło hołd Przemysławowi. W tym samym roku Mestwin II zawarł ugodę z Krzyżakami i oddał im ziemię gniewską. Tym sposobem Zakon posiadł lewy brzeg Wisły i ulokował się w dwóch dogodnych zamkach: w Kwidzynie i Gniewie. Przemysław jeszcze za życia Mestwina II przybył do Świecia i nadał miastu przywileje. Ta działalność Przemysława nie podobała się Brandenburczykom, którzy od dawna czyhali na Pomorze. Wkrótce po koronacji Przemysława na króla polskiego (26 czerwca 1295 roku) przekupili Brandenburczycy wraz z rodem Zarębów i Nałęczów bandę, która zamordowała króla w Rogóźnie 6 lutego 1296 r. w dwa lata po śmierci Mestwina II (umarł 25 grudnia 1294 r.) Po śmierci Przemysława II księciem całego Pomorza został Władysław Łokietek, Książe kujawski, prawy jego następca, Zaraz po wyborze Łokietek wybrał się do Tczewa, Gdańska, Elbląga i innych miast, W czasie niepowodzeń łokietka rządzili Pomorzem Wacław II (1300-1305) i Wacław III (1305-1306), królowie czescy, Później wrócił Łokietek, który w dzielnicach pomorskich naznaczył namiestnikami swoich synowców: Kazimierza w Tczewie i Przemysława w Świeciu. Podczas kłopotów i wojen Władysława Łokietka murgrabiowie brandenburscy, Otto i Waldemar, wyruszyli na Pomorze i zdobywali miasto za miastem. Mieszczanie zwrócili się o pomoc do Władysława Łokietka. Jednak Łokietek, zajęty walkami na południu, nie mógł przybyć na pomoc. Wówczas miasta zwróciły się o pomoc do Krzyżaków. Krzyżacy skwapliwie wyruszyli na Pomorze. W krótkim czasie wyparli z miast pomorskich słabe załogi brandenburskie. Jednak po ustąpieniu Brandenburczyków Krzyżacy nie chcieli ustąpić. W listopadzie 1308 roku w czasie wielkiego odpustu na św. Dominika, który łączył się z jarmarkiem, urządzili w Gdańsku rzeź i wymordowali ludności polskiej. Po zdobyciu Gdańska Krzyżacy zajęli Tczew, gdzie namiestnikiem był Kazimierz synowiec Władysława Łokietka. Kazimierz z resztą rycerstwa opuścił gród i udał się do Świecia. Łokietek na wieść o gwałtach krzyżackich wyruszył na Pomorze, ale dotarł tylko do Świecia. Miasto to uzbroił dobrze. Krzyżacy przystąpili do oblężenia Świecia 25 lipca 1309 r. Oblężenie trwało 10 tygodni, gdyż gród był silny i obronny. Gród leżał wówczas w tym miejscu, które teraz zajmują ruiny zamku pokrzyżackiego, między Wisłą a Wdą, Tu rozegrały się ostatnie losy Pomorza na półtora wieku. Kiedy oblężenie przewlekało się, Krzyżacy ustawili 4 machiny oblężnicze i wznieśli dwie szubienice, grożąc śmiercią Bogusławowi, komendantowi twierdzy i innym wodzom, Dopiero, gdy z zamku zostały gruzy, oblężeni poddali się. Po zdobyciu Świecia w 1309 r. Krzyżacy byli już panami całego Pomorza. W tym samym roku Zakon Teutoński przeniósł swoją siedzibę z Wenecji do Malborka, który stał się stolicą Zakonu. Władysław łokietek dążył daremnie do odebrania Pomorza, Koronacja Łokietka na króla polskiego w r. 1320 osłabiła stanowisko Zakonu, zaś proces, który toczył z Krzyżakami poderwał prawną podstawę zaboru Pomorza. Łokietek już wtedy szuka przymierza z Litwą. Rządy Krzyżackie Na miejscu zburzonego grodu Krzyżacy rozpoczęli budowę nowego w 1335-1341 roku, Pod rządami krzyżackimi Świecie stało się komturstwem. W obrębie komturstwa świeckiego leżały w roku 1415: Miasto 1 Dóbr rycerskich 49 Włościańskich wsi czynszowych 33 Wsi innych 2 Młynów 6 Folwarków zakonnych 4 Wsi duchownych 10 Wsi w obwodzie Jasiniec 2 Zamki w Świeciu i Jasińcu 2 Na czele obwodu świeckiego, jako przedstawiciel władzy wojennej i cywilnej, stał komtur razem z konwentem, czyli zgromadzeniem 8 braci i 4 księży zakonnych, którzy wszyscy żyli na zamku według swej reguły zakonnej. Od 1317-1450 roku rządziło w zamku świeckim 24 komturów, Krzyżacy, którzy gwałtem zabrali ziemię świecką, d bali o obronność tej ziemi. W komturstwie świeckim były następujące miejsca. Obronne: Zamek świecki, Miasto Świecie, Zasiek w Kosowie dla zabezpieczenia przewozu na Wiśle Szaniec przy Czarnej Wodzie (Wdzie), prawdopodobnie w Przechowie Zamek w Lipienkach, Zamek w Sartowicach, Warownia w Gródku, Twierdza w Jasińcu. Związek komtura świeckiego z wielkim mistrzem podtrzymywały stałe sprawozdania. Do tego celu Krzyżacy zaprowadzili pocztę. Na każdym zamku komturskim stały w pogotowiu konie pocztowe dla posłańców z listami urzędowymi, które szły do najbliższej stacji dóbr rycerskich. Ze Świecia szła droga na Gniew lub Starogard do Malborka i na Starogród, Bieńkowo do Torunia. Gdy pożar zniszczył osadę miejską, lezącą na wzgórzu, ludność miasta Świecia, możliwie, że na życzenie władców krzyżackich, założyła nowe miasto tuż podle zamku, Stało się to około 1375 r, Na wzgórzu pozostały jeszcze niektóre budowle, a mianowicie stodoły, więzienia, kościół Panny Marii itd. Położenie nowego miasta nad rzeką było dla handlu korzystne, jednak z powodu częstych powodzi niewygodne. Najwięcej Świecie rozwijało się w końcu XIV go wieku. Z tych czasów pochodzą mury obronne miasta i kościół farny. Po bitwie pod Grunwaldem Świecie, które uniknęło oblężenia polskiego, musiało płacić nadzwyczajne podatki. Przed tą wielką wojną na rolach pod Świeciem odbył się wielki przegląd wojsk krzyżackich. W roku 1440 w wigilię Wniebowstąpienia Pańskiego miasto nawiedził wieki pożar, który zniszczył prawie całe miasto. Miasto jeszcze więcej podupadło podczas wojny trzynastoletniej za czasów Kazimierza Jagiellończyka. W pierwszych zaraz tygodniach po rozpoczęciu kroków wojennych zamek został zdobyty przez związkowców, walczących po stronie polskiej, Niemiecki kondotier Zinnenberg usiłuje zdobyć Świecie, lecz po nadejściu odsieczy polskiej Krzyżacy muszą uchodzić. Wówczas to podczas napadu Krzyżaków miasto zostało prawie całkowicie spalone po raz drugi. Ówczesne Świecie posiadało cztery bramy, rynek oraz ulice naj znaczniejsze: Mostową, Chełmińską, Kościelną. Pańską i Blankową. Na rynku był ratusz, domy były z drzewa budowane, wąskie a długie, szczytami zwrócone do ulicy. Ostatecznie zamek jeszcze raz zajęty przez Krzyżaków musiał się poddać wojskom polskim w r. 1463 i Krzyżacy z niego musieli wyjść. CZASY POLSKIE Widok miasta od strony bramy chełmińskiej Za polskich rządów przedrozbiorowych było Świecie siedzibą starostów niegrodowych, odbywały się tutaj sejmiki powiatowe, sądy grodzkie i ziemskie. W XVI wieku przez lat kilkadziesiąt starostami byli członkowie rodziny Konopackich (1508 –1578). W XVII w Zawackich (1632-1648) a w ostatnim stuleciu niepodległej Polski Jabłonowskich (1667 – 1672) Kilkakrotnie starostwo było nadawane królowym, a w szczególności Katarzynie Habsburskiej i Marii Ludwice (1646 -1667). Po niej objął starostwo głośny ze swych zwycięstw hetman wielki koronny Stanisław Jabłonowski (1667-1687) Ostatnim starostą był Antoni Jabłonowski (1754-1772). Rząd polski po rozbiorze Polski odebrał mu dobra, odmawiając jego prośbie kupienia ich na własność prywatną. W czasie pierwszej wojny szwedzkiej w r. 1629 obozował pod Świeciem oddział wojsk WalIensteina, za drugiej wojny szwedzkiej, w październiku 1665, generał szwedzki Horn pobił pod Świeciem wojska polskie, a podpaliwszy zamek i miasto zajął je na kilka lat, W roku 1710 bawił tu na przeglądzie wojsk saskich August II z carem Piotrem Wielkim. W r. 1769 obsadzili miasto Świecie Rosjanie, powołując się na konfederację toruńską, a ustąpili dopiero po rozbiorze Polski. Za czasów polskich rządy sprawował burmistrz z dwoma zastępcami i radnymi, poza tym był sąd miejski i deputacje mieszczan. Mieszczanie łączyli się w cechach. Stowarzyszenie piwowarów i strzelców otrzymało w r. 1659 od królowej Marii Ludwiki przywilej, potwierdzony w r, 1721 przez króla Augusta. W drugie święto Zielonych Swiątek urządzali członkowie tego towarzystwa doroczną zabawę i strzelanie do celu na 150 kroków. Jak podaje ks. Stanisław Kujot, ludność miasta prawie wszystka była polska. RZĄDY PRUSKIE Rynek nowego miasta pomnik cesarza Wilhelma I W roku 1772 Świecie razem z Prusami Królewskimi wcielono do Prus i weszło w skład powiatu chojnickiego. W roku 1773 Świecie miało 1745 mieszkańców: 955 katolików, 720 ewangelików i 30 żydów. Wskutek wojen, powodzi i zarazy miasto tak podupadło, że jeszcze w r. 1789 było wiele pustych placów. W listopadzie 1806 zaszła pod miastem bitwa francusko-pruska, a w styczniu 1807 zajęły Świecie legiony polskie pod Dąbrowskim. W XIX wieku odbyło miasto Świecie niezwykłą w tej dobie wędrówkę, porzucając swoje dotychczasowe miejsce na równinie przy ujściu Czarnej Wody (Wdy) do Wisły, a przenosząc się na wzgórze koło kościoła Bernardynów. Starania o te przenosiny zaczęto już w r. 1830. Przenosiny ukończono w r. 1881, a na miejscu dawnego miasta po-został tylko kościół famy, ruiny zamku i resztki murów ochronnych. Za czasów zaborczych Polacy wytrwale walczyli o swoją narodowość. Nigdy nie ugięli się przed przemocą zaborcy. Prawie zawsze wybierali oni posłów Polaków do parlamentu pruskiego. Szczególnie w roku 1912 Polacy miasta Świecia bohatersko walczyli o swe uprawnienia z okazji wyborów do parlamentu pruskiego. Kandydatem polskim był Sass Jaworski, niemieckim zaś landrat Halem. Obie strony nie szczędziły wysiłków w agitacji na rzecz swych kandydatów. Nadszedł dzień decydujący, niedziela 25-go stycznia, dzień wyborów, Niemcy, by przechylić szalę zwycięstwa na swą stronę, sprowadzili z Gdańska kilkudziesięciu studentów. Do pomocy komitetowi polskiemu stawili się członkowie świeckich Organizacji, jak „Sokoła”, Towarzystwo Przemysłowców, Młodzieży Handlowej. Późno wieczorem rozeszła się wieść, że kandydat polski przepadł. W nocy Niemcy, pełni radości ze swego rzekomego zwycięstwa, sprowadzili na rynek orkiestrę i na wyniesionych z kawiarni stołach wiwatowali i śpiewali. Obrażona do żywego ludność polska nie ścierpiała tego i rozpędziła ich. Poturbowano również niemieckie władze bezpieczeństwa, i wreszcie liczny pochód polski ruszył ulicami miasta aż do gmachu ówczesnego Landratsamtu (dzisiejszego gmachu Starostwa), gdzie potłuczono okna. Jak wielkie były rozmiary rozruchów świeckich, świadczy fakt, że szkody w potłuczonych szybach okiennych wynosiły 2000 marek w złocie. Wielu Polaków zostało aresztowanych i znalazło się na ławie oskarżonych. Skazano ich na karę więzienia, niewielu tylko uwolniono. Niemcy świeccy, czując przewagę polską, pojechali do Berlina z petycją, by w Świeciu wybudowano koszary i ustanowiono garnizon wojska dla obrony niemczyzny. I rzeczywiście przed wojną powstał w Świeciu cały kompleks budynków na koszary. W osiem lat później w dniu 25 stycznia roku 1920 wczesnym rankiem ostatnie oddziały niemieckie Grenzschutzu opuściły Świecie. W kilka godzin potem wkroczyły do miasta wśród bycia dzwonów pierwsze kolumny wojska polskiego witane radośnie przez ludność polską. Opracował : Alfred Römer nauczyciel Państwowego Gimnazjum w Świeciu 1937 rok. Wkroczenie wojsk do byłego garnizonu pruskiego w Świeciu Galeria Miasta Świecia

blisko świecia wpada do wisły